Holandia to kierunek bardzo chętnie wybierany na majówkę, o czym przekonaliśmy się na miejscu, gdy na naszej drodze spotykaliśmy wielu Polaków, którzy podobnie jak my postanowili spędzić te kilka dni w kraju tulipanów i wiatraków. Maj w Holandii może nie zachwyca temperaturami, a pogoda często bywa w kratkę, mimo wszystko to idealny moment, by móc podziwiać kwitnące tulipany oraz odbyć bardzo przyjemne wycieczki zarówno piesze jak i rowerowe, więc nie mogliśmy z tego nie skorzystać.
|
Wiatraki w Kinderdijik |
Jak dotrzeć do Holandii?
Najwygodniej i najszybciej do Holandii dostaniemy się samolotem. Wizzair z wielu polskich miast oferuje tanie połączenia do Eindhoven, z Ryanairem na to samo lotnisko dostaniemy się z Warszawy oraz Krakowa. Na miejscu wystarczy wynająć samochód i można ruszać w drogę. Jeśli naszym celem jest Amsterdam, to z Katowic do Amsterdamu lata linia Transavia, ceny biletów nie są już takie atrakcyjne, jak u dwóch wyżej wymienionych przewoźników, ale przy odrobinie szczęścia można trafić na ciekawą promocję.
Do Holandii można też wyruszyć własnym samochodem i na takie rozwiązanie postawiliśmy tym razem. Droga jest długa, z Krakowa do Wassenaar, w którym się zatrzymaliśmy, mieliśmy 1250 kilometrów. Trasa jednak jest naprawdę przyjemna, gdyż cały czas prowadzi autostradami. W drodze do Holandii zrobiliśmy jednodniową przerwę na Dolnym Śląski, wracając z Holandii mogliśmy sobie pozwolić tylko na kilka krótszych przystanków, ale mimo wszystko i tak droga przeleciała nam w mgnieniu oka. Nasze dzieci okazały się wspaniałymi kompanami w podróży. O ile starszą córkę łatwo można zająć, w aucie słuchała ulubionego audiobooka, malowała, bądź uzupełniała książeczkę z zadaniami, o tyle obawialiśmy się jak drogę zniesie nasz roczny synek. Zabraliśmy więc jego ulubione zabawki, przekąski i mnóstwo cierpliwości, okazało się jednak, że nasze obawy były bezpodstawne, bo mały bawił się świetnie. Na sukces naszego przejazdu złożyło się kilka czynników: po pierwsze wyjechaliśmy wcześnie rano, po drugie podczas naszego przejazdu synkowi wypadały dwie długie drzemki, więc sprytnie je wykorzystaliśmy nadrabiając kilometry, po trzecie w chwilach jego największej aktywności robiliśmy przerwy, pozwalając mu się wybiegać i wyszaleć, a w czasie jego największego skupienia po prostu bawiliśmy się z nim, czytając mu wierszyki, śpiewając ulubioną kołysankę, bądź wydając dźwięki zwierzątek pokazywanych w książeczce.