Grześ i Rakoń z Polany Chochołowskiej z dzieckiem

Grześ, Rakoń i Wołowiec to był cel naszej kolejnej tatrzańskiej wyprawy. By udać się na te trzy szczyty, w towarzystwie naszej córki, musieliśmy poczynić pewne plany i to z dużym wyprzedzeniem. Szlak nie jest trudny, ale dość długi, więc postanowiliśmy podzielić go na dwa etapy z noclegiem na Polanie Chochołowskiej. By mieć pewność, że w schronisku znajdzie się dla nas miejsce, zarezerwowaliśmy dla siebie pokój, już w listopadzie, na pierwszy weekend lipca :-) Termin wydawał nam się tak bardzo odległy, że aż nierealny i pominę już fakt, że totalnie nie byliśmy w stanie przewidzieć pogody, a ta oczywiście próbowała nam spłatać figla. Postanowiliśmy jednak zaryzykować i na szczęście opłaciło się :-)

Takie widoki w drodze na Grzesia, w oddali Rakoń oraz Wołowiec
Schronisko PTTK na Polanie Chochołowskiej (szlak żółty)- Bobrowiecka Przełęcz (szlak niebieski)- Grześ (szlak żółty)- Rakoń (szlak niebieski)- Zawracie (szlak niebieski)- Polana Chochołowska (szlak zielony)

Pierwszy etap naszej wędrówki to był odcinek z Siwej Polany na Polanę Chochołowską. Na szlak wyszliśmy dopiero późnym popołudniem, co bardzo nam odpowiadało, bo praktycznie byliśmy sami. Trasa nie jest zbyt atrakcyjna, więc zależało nam na tym by pokonać ją jak najszybciej, narzuciliśmy sobie odpowiednie tempo i ruszyliśmy przed siebie. Gdy znaleźliśmy się wreszcie na Polanie Chochołowskiej naszym oczom ukazał się piękny widok na szczyty, które zamierzaliśmy zdobyć dnia następnego. Naszej uwadze nie umknęło również to, że Polana Chochołowska "po godzinach" jest zupełnie innym miejscem, jest tutaj cicho i spokojnie, więc wieczór spędziliśmy siedząc przed schroniskiem. O nadejściu kolejnego dnia poinformowały nas odgłosy zbierających się do dalszej drogi turystów. Wyjrzeliśmy z nadzieją przez okno, ale niestety, zamiast pięknego słońca ujrzeliśmy ścianę deszczu. Nasze plany stanęły pod wielkim znakiem zapytania i nic nie zapowiadało, że miałoby się cokolwiek zmienić. Gęste chmury wiszące nad górami przysłoniły wszystko. Mimo, że deszcz nie ustępował wybraliśmy się po śniadaniu na spacer, poszliśmy pod kapliczkę, a później do bacówki po świeże oscypki. Na Polanie Chochołowskiej odbywa się kulturowy wypas owiec. Miły staruszek, który doglądał owiec powiedział nam, że polanę opuści dopiero gdy spadnie pierwszy śnieg, gdy to usłyszałam od razu zapytałam o jego wiek, a on z dumą odrzekł, że ma 83 lata. Hmmmm.... Trochę nas zamurowało.

Poranek na Polanie Chochołowskiej

Do południa przegrywaliśmy nierówną walę z pogodą. Parę minut po 12 przestało jednak padać, więc szybko spakowaliśmy plecaki i ruszyliśmy w drogę, z nastawieniem, że zdobędziemy chociaż Grzesia. Idąc za żółtymi oznaczeniami rozpoczęliśmy podejście przez las, to był ten najmniej ciekawy odcinek. Gdy dotarliśmy do rozwidlenia szlaków, żółtego z niebieskim, odbiliśmy na chwilę za niebieskimi znakami i dotarliśmy do Bobrowieckiej Przełęczy, nad którą góruje masyw Bobrowca. Tym oto sposobem znaleźliśmy się po słowackiej stronie Tatr. 

W drodze na Grzesia, pokonujemy odcinek przez las
Małe przeszkody na szlaku
Bobrowiecka Przełęcz i masyw Bobrowca

Po krótkim postoju wróciliśmy na właściwy szlak i kontynuowaliśmy podejście na Grzesia. Powoli wychodziliśmy poza granicę lasu, u dołu dostrzegliśmy pasterskie szałasy na Polanie Chochołowskiej oraz szczyt Kominiarskiego Wierchu. Od tego momentu zaczęło robić się naprawdę interesująco, z minuty na minutę przed naszymi oczami ukazywały się coraz to wspanialsze widoki, za równo na polską jak i słowacką stronę. Wędrowaliśmy cały czas wzdłuż granicy, o czym świadczyły mijane przez nas graniczne słupki.

Szałasy na Polanie Chochołowskiej oraz Kominiarski Wierch




Gdy znaleźliśmy się u podnóża Grzesia, ciemne chmury zniknęły z pola widzenia i ukazało się słońce. W oddali wypatrzyliśmy Rakoń oraz Wołowiec. Wiedzieliśmy już, że po zdobyciu Grzesia pójdziemy dalej. Nie mogliśmy sobie podarować tak pięknego szlaku. 

W tle Rakoń i Wołowiec
Szczyt Grzesia coraz bliżej


Na Grzesiu zrobiliśmy dłuższą przerwę, podziwiając otaczające nas wzniesienia.  Pierwszy cel został osiągnięty. By dotrzeć do kolejnego ruszyliśmy za niebieskimi oznaczeniami. Przed nami było około 1,5 godziny spokojnego marszu Długim Upłazem na Rakoń. To najciekawszy odcinek trasy, nie dość że ścieżka nie jest wymagająca, to szliśmy pomiędzy kosodrzewiną, dzięki czemu otaczające nas widoki mieliśmy jak na dłoni. 

Grześ zdobyty- 1653m n.p.m.


W drodze na Rakoń

W dole Polana Chochołowska
Mniej więcej w połowie drogi, pomiędzy Grzesiem a Rakoniem, mieliśmy chwilę zwątpienia. Z nad słowackiej strony zaczęły napływać niezbyt przyjaźnie wyglądające chmury. Zatrzymaliśmy się więc na chwilę by przyjrzeć się, w którą stronę zmierzają, jednak silny wiatr zepchnął je gdzieś w bok, a przed nami znów pojawił się błękit nieba.





By zdobyć szczyt Rakonia znów musieliśmy trochę się powspinać. Podejście było dość męczące, ale na szczęście nie trwało zbyt długo. Przed nami, w całej swej okazałości, ukazał się Wołowiec. Gdy na niego spojrzeliśmy nasza dotychczasowa wspinaczka wydała nam się niczym. 


Dzwonek alpejski
Wołowiec



Gdy zdobyliśmy Rakoń przyszła pora na kolejną, dłuższą przerwę, wiatr w tym miejscu wiał niemiłosiernie, więc usiedliśmy trochę niżej na zboczu, by chociaż trochę się przed nim osłonić. Za naszymi plecami rozpościerała się imponująca panorama na słowacką Dolinę Rohacką, a przed nami na polską część Tatr Zachodnich. Tak bardzo skupiliśmy wzrok na tym co mieliśmy przed sobą, że nie zauważyliśmy momentu, kiedy znów pojawiły się ciemne chmury, tym razem jednak kierowały się prosto na nas. Nie zastanawiając się ani chwili ruszyliśmy w stronę przełęczy pod Wołowcem, skąd w lewo odbijał zielony szlak przez Wyżnią Dolinę Chochołowską, którym postanowiliśmy wracać do schroniska. Zaczęło kropić, więc zrezygnowaliśmy z pomysłu zdobycia Wołowca, a szkoda bo byliśmy już tak blisko, od jego szczytu dzieliło nas zaledwie pół godziny. Niestety będąc na otwartym terenie nie warto było ryzykować. 

Rakoń 1879m n.p.m.
Rohacze i Rohackie Stawy

W drodze na przełęcz pod Wołowcem

Zejście zielonym szlakiem było niezwykle malownicze, choć pokonując ten odcinek z dzieckiem trzeba mieć się na baczności. Trasa biegnie dość stromo w dół, po kamiennych stopniach, więc łatwo można się potknąć. Przy ścieżce natrafiliśmy na parę świstaków, która była tak zajęta pałaszowaniem zielonych pędów, że nawet nas nie zauważyła, gdy przechodziliśmy obok nich. 

Zejście zielonym szlakiem przez Wyżnią Dolinę Chochołowską

A świstak siedzi i zawija je w te sreberka ;-)
Gdy znaleźliśmy się na Wyżniej Polanie Chochołowskiej, wkroczyliśmy do lasu, przed nami był ostatni odcinek trasy, po mniej więcej 40 minutach znaleźliśmy się pod schroniskiem. Gdy tylko weszliśmy do środka znów intensywnie zaczął padać deszcz, więc możemy śmiało powiedzieć, że mieliśmy ogromne szczęście. 



Na zakończenie dnia na niebie pojawiła się przepiękna tęcza, która była wspaniałym uzupełnieniem tych wszystkich bajecznych widoków, które widzieliśmy i mimo, że nie udało nam się zdobyć Wołowca, wyprawę uważamy za bardzo udaną. 

Cenne wskazówki:
* szlak nie jest trudny, ale bardzo długi, wymaga dobrej kondycji fizycznej
* czas przejścia około 10 godzin startując i kończąc wędrówkę na Siwej Polanie
* wybierając się na ten szlak z dziećmi najlepiej podzielić go na dwa etapy z noclegiem w schronisku, najpierw warto pokonać odcinek z Siwej Polany na Polanę Chochołowską, a dopiero następnego dnia udać się na Grzesia, Rakoń i Wołowiec.
* na szlak na Grzesia, Rakoń i Wołowiec najlepiej wybrać się w słoneczny dzień, po wejściu na Grzesia wędruje się grzbietem i w razie załamania pogody nie ma gdzie się schronić
* nocleg w schronisku PTTK na Polanie Chochołowskiej warto zarezerwować z dużym wyprzedzeniem, my swój rezerwowaliśmy w listopadzie.
* w schronisku można płacić tylko gotówką
* w turystycznej kuchni jest dostęp do wrzątku
* w schronisku działa restauracja serwująca bardzo dobre dania
* na szczycie Rakonia często wieje bardzo silny wiatr, warto być na to przygotowanym i zabrać dla dziecka buff bądź czapkę, która ochroni uszy
* podróżując z dzieckiem pamiętajmy o tym by zawsze mieć przy sobie syrop przeciwbólowy i przeciwgorączkowy

4 komentarze:

  1. Cudowne widoki!! My spedzilismy w schronisku na Polanie Chocholowskiej piec dni z 2.5-rocznym Rysiem (i Zuzia w moim brzuchu ;)) i mam stamtad wspaniale wspomnienia. Pozdrawiamy! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! To w takim układzie Polana Chochołowska to dla Was wyjątkowe miejsce :) My również darzymy ją sentymentem, bo właśnie na Polanę udaliśmy się na naszą pierwszą tatrzańską wycieczkę we trójkę :)

      Usuń
  2. Malownicza trasa! Niezapomniane wspomnienia i morze;) satysfakcji ze zdobycia szczytów. Córka jak widać w ogóle nie zmęczona :) Super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szlak jest cudny i warto go pokonać :) A naszą córkę to naprawdę ciężko zmęczyć ;) Tylko pozazdrościć tych pokładów energii :) Pozdrawiamy !

      Usuń

Copyright © RODZINNIE DOOKOŁA ŚWIATA , Blogger